niedziela, 9 grudnia 2012

Psie żelki

Dziś zdam relację z moich poczynań kulinarnych. Sprawa dotyczy nagród dla Adelci. Nie mam przekonania do gotowych karm dla psów, dlatego Adelka dostaje BARF. Niestety przy tej diecie nie łatwo jest o smakołyki tak przydatne przy szkoleniu... Można oczywiście kupić gotowe i czasem tak robię, ale najczęściej kombinuję coś sama. Oto przepis na żelki dla psa domowej roboty.

Smacznego

sobota, 8 grudnia 2012

Kulig

Dziś postanowiliśmy zrobić dzieciakom frajdę i wymyśliliśmy taki oto kulig. Do sanek z przodu podpięta była siła ciągnąca, czyli ja na zmianę z moim mężem. Na drugim miejscu znalazła się Adelka (dopięta z boku do smyczy, na której ciągnęliśmy sanki), następnie dwie pary sanek. Dzieciaki miały frajdę bo myślały, że to pies je ciągnie, my mieliśmy trochę zabawy i treningu siłowego. Ogólnie miłe popołudnie szczególnie, że Pola ostatnio trochę chorowała.




Dorzucam jeszcze zdjęcia kociej części naszej drużyny.



wtorek, 20 listopada 2012

Trochę wspomnień z dzieciństwa

Pamiętam, że kiedy Adka była szczeniakiem to lubiła oglądać bajki z moją córką. Wyglądało to niesamowicie... Puszczałam film i przed telewizorem, na dywanie zasiadała Marcysia a obok niej pies:) Niektóre dziwne zachowania z tamtego okresu pozostały jej do dziś. Np. kładzie się spać z moimi dziećmi. Tzn. ja kładę spać młodszą panią Adelki - Polę, a Adka uważa, że cały ceremoniał dotyczy również jej i też się kładzie;)

poniedziałek, 19 listopada 2012

Niestety, nasze plany związane ze startem w Mistrzostwach Polski Obedience spaliły na panewce...
Wypadł mi pobyt w szpitalu no i klapa. Na początku tygodnia wyszłyśmy, ale odebrało mi to chęć do dalszej pracy, na szczęście tylko chwilowo. Dziś byłyśmy z Adką na dłuższym spacerze i trochę się pobawiłyśmy. Baloniki, frisbee, hopki itp. Od jutra wracamy do treningu, nie da rady wytrzymać w domu z borderem, który się nudzi... Czasami zastanawiam się kto ma bardziej szalone i nieprzewidywalne pomysły: mój pies, czy moje dzieci?

Dzisiejsze zdjęcia:)


niedziela, 18 listopada 2012

Jesień c.d.

Pozazdrościłam siostrze pięknych, jesiennych zdjęć z Adelką, więc na kolejny spacer z Reją również wybrałam się z aparatem fotograficznym. Choć warszawska Białołęka przeżywa inwazję dzików, odważyłam się na moment zanurzyć w leśnych ostępach, których nie brakuje w naszej dzielnicy.
Nic nie odrywa lepiej od rzeczywistości i myśli o pracy niż dogtrekking, nawet w zupełnie amatorskim wydaniu.





niedziela, 21 października 2012

Krajowa Wystawa Psów Rasowych w Nowym Dworze Mazowieckim

Krajowa Wystawa Psów Rasowych w Nowym Dworze Mazowieckim

Młody Prezenter

Marcysia po raz drugi w życiu wystartowała w konkursie Młody Prezenter. Była chyba najmłodszą handlerką na ringu, a na pewno najmniej doświadczoną. Nie przeszkodziło jej to jednak w zakwalifikowaniu się do finału i zajęciu 4 miejsca w Konkursie. Jesteśmy z niej bardzo dumne.

Pieski, z którymi biegała Marcysia są psimi terapeutami i pracują w fundacji Razem Łatwiej, Zwierzęta Przełamują Bariery pod opieką pani Basi, której za współpracę serdecznie dziękujemy.
Trening z Thamisią...

Trening z Baszirem 


Rozgrywki w grupie młodszej

Otrzymała dyplom i kwalifikację do finału



Tu i poniżej zdjęcia z finału, gdzie startowały wybrane wcześniej dzieci z grupy młodszej i z grupy starszej razem


Na podium Marcysia była najmłodsza


Sesja zdjęciowa po konkursie


Olcia i Baszir:)


Adelka

Adelka niestety nie odniosła sukcesów. Sędzia uważa, że jest za gruba (rzeczywście przytyła) i ma niepokojące spojrzenie. Poza tym prawidłowo zbudowana, prawidłowa linia górna i dolna. Właściwy wzrost.Jeśli chodzi o bieganie po ringu to muszę pójść na korepetycje do Marcysi bo najwyraźniej zdarza mi się czasami nie rozumieć poleceń sędziego... nobody is perfect...




















Ciekawe spotkanie

Takie trio biegało radośnie na tyłach stadionu: border collie - Adelka, chart rosyjski - Thamisia, mix border collie i charta rosyjskiego - Baszir (mój ulubieniec).
Można by pomyśleć - piękna rodzinka;)






 Krótki reportaż











środa, 10 października 2012

Border collie - pies pracujący, oddany właścicielowi, nieustannie skupiający na nim swoją uwagę... taaaaak.
Miałam okazję przekonać się o tym, że Adelka jest typowym przedstawicielem swojej rasy. W ubiegły weekend na Mazurach wybrałyśmy się na spacer po okolicy. Na trasie wycieczki miałyśmy kilka płotków i innych niskich barier, które Adka przeskakuje na komendę naprzód a ja zwyczajnie przechodzę. Przy jednej z nich w ostatniej chwili zmieniłam zdanie i kiedy Adka była już w powietrzu, nad plastikową siatką, nieopatrznie wydałam komendę do mnie. Skutek był opłakany. Pies spróbował zawrócić w powietrzu i wylądował tyłkiem na mokrej warstwie... krowiego gówna, które znajdowało się po drugiej stronie płotka... :O

Nie pozostało nam nic innego jak skierować swe kroki w stronę rzeki...
tam zrobiłam kilka fotek.





Potem Adka próbowała "paść" krowy, niestety nie mam zdjęć. Wygląda to zawsze tak samo: najpierw nie wiadomo kto jest kim bardziej zainteresowany Adka krowami czy krowy Adką. Następnie krowy podchodzą blisko... bardzo blisko, Adka również, próbując przy tym je okrążać. Pies nie ustępuje i wychodzi im ciągle naprzeciw...
Wtedy Pańcia pęka i woła pieska a następnie się oddala... cóż, brak mi chyba doświadczenia. Jakoś pewniej się czuję w obedience itp. Poza tym, wbrew temu co można zobaczyć na youtube, wydaje mi się, że dla bc krowa to jednak nie jest odpowiedni gabaryt.

niedziela, 7 października 2012

PIERWSZY JESIENNY MARATON Z PSEM - 14 PAŹDZIERNIKA 2012r





Dwa tygodnie temu dostałam zaproszenie na Maraton z psem przez portal Mój Pies i z niecierpliwością czekałam na 14 pazdziernika, żeby pierwszy raz zabrać Reję "do psów", miło spędzić czas i poznać ciekawych ludzi. Oczywiście życie nie może być zbyt proste. W zeszły wtorek Reja, pędząc jak oszalała przez klomby w ogrodzie, zderzyła się z metalową pergolą. Płacz był na całą okolicę. Bark na szczęście jest tylko mocno obity, ale nawet dziś, będąc z nią na spacerze, widziałam, że zdarza jej się utykać. Ech. Zobaczymy, czy się wyliże przez tydzień, ale jeśli nawet, to i tak forsować jej nie będę, tylko spokojnie przespaceruję krótszy dystans. 

sobota, 15 września 2012

Ocena

Bardzo ciężko rozczytać ocenę z karty, ale spróbuję przytoczyć:

Prawidłowa linia głowy. Dobrze osadzone, noszone uszy. Dobra szyja. Dobra linia górna. Prawidłowe kątowanie, ustawienie kończyn.







W ruchu doskonale ułożona linia górna, wąsko prowadzony tył. Dobry kolor i dobra szata. W trakcie wymiany włosa.

Ocena doskonała, CWC.








A tak Adelka wyglądała po kąpieli przed wystawą:





poniedziałek, 10 września 2012

Krajowa Wystawa Psów Rasowych w Warszawie CWC 2012-09-08

Zwariowany dzień. Rano pod nogi leciały nam wszystkie przysłowiowe kłody. Ola przyjechała jak zawsze punktualnie, ale ja gotowa byłam zostawić to i już nie jechać. Gdyby nie fakt, że po wczorajszej kąpieli Adelka wyglądała jakoś tak... ładnie, moim zdaniem wyjątkowo ładnie, zrezygnowałabym. Wyjechałyśmy z domu po czasie i Adka wyszła na ring praktycznie od razu po dotarciu na miejsce. Cóż... warto było nie rezygnować i ryzykować nawet spóźnienie - mamy doskonałą i CWC (już drugie w naszej krótkiej karierze).
 No i te psy... warte zobaczenia.


Kliknij na zdjęcie a dostaniesz się do galerii zdjęć z wystawy:







niedziela, 2 września 2012

Jeszcze nie

biegamy - powiedział weterynarz z Centrum Zdrowia Małych Zwierząt.
W sierpniu Reja skończyła pół roku. Z tej okazji kupiłam sobie sprzęt do canicrossu i rozpoczęłam pierwsze, nieforsowne treningi. Wydawało mi się, że pies wraca z nich nadmiernie zmęczony. Po krótkim namyśle postanowiłam jednak skonsultować się ze specjalistą. O ile USG wyszło super, o tyle bolesny okazał się prawy bark. Diagnoza - enostosis - młodzieńcze zapalenie kości. Nic groznego, pies wyrośnie, ale jeszcze obciążać go nie wolno. Za półtora miesiąca do kontroli. Jak nie wolno, to nie wolno, będziemy więc tylko grzecznie uczyć się posłuszeństwa z siostrą i Adelką.
Tak jednak obserwując mojego psa myślę, że ani w canicrossie ani w obedience nagród nie zdobędziemy, natomiast zapowiadają się sukcesy w dog diving ;-).





niedziela, 26 sierpnia 2012

Posłuszeństwo i dorastanie

Reja potrafi już usiąść, a także podać łapę, przychodzi na przywołanie, zna komendę fe. Jednak uznałyśmy, że byłoby dobrze zrobić z nią kurs podstawowego posłuszeństwa. Przy tej okazji Adelka powtórzy sobie materiał z tego zakresu. Ćwiczenia rozpoczęłyśmy dzisiaj, niestety nie mam jeszcze zdjęć.
Po powrocie Adelci z Mazur okazało się, że sporo zmieniło się we wzajemnych stosunkach dziewczyn. Reja podrosła i Adka nie widzi już dalej powodów, dla których ma skrywać swoją zazdrość. Dopóki Reja nie podchodzi za blisko Adka udaje obojętność, kiedy tamta zaciekawiona zbliży się zanadto Adka wyraźnie daje znać, że sobie tego nie życzy i pokazuje zęby. Mam nadzieję, że wspólne ćwiczenia dobrze im zrobią. Nie muszą się przecież kochać, ale dobrze by było gdyby się przynajmniej tolerowały...

Skończyłam pół roku

sobota, 25 sierpnia 2012

My home is my castle?

Przed zakupem malamuta udałam się na rekonesans po lokalnych sklepach w poszukiwaniu budy. Zajrzałam również na allegro i......zdjęła mnie groza. Porządne budy dla psów dużych kosztowały od 500 do 1000 zł. Zastanawiam się, czy to tylko warszawska specyfika rynku, czy trend ogólnopolski? 
Na taki wydatek nie byłam przygotowana i efekt był taki, że przyjechał szczeniak, a kojec był niegotowy. Reja bardzo szybko zaczęła traktować teren domu i ogrodu jako jedno wielkie terytorium do zabawy. Błyskawicznie dokonała również włamu na tereny sąsiadów....
Ostatecznie po kilku miesiącach udało mi się "zorganizować" budę w wymianie barterowej. Zabejcowałam ją, przybiłam papę na dachu i postawiłam w osłoniętym miejscu na podmurówce. Pies jednak potraktował moje wysiłki z pogardą. Spać w budzie nie chce i używa jej tylko jako kolejnego elementu do obgryzania. Czy uda mi się naprawić ten błąd wychowawczy, czy czeka mnie zabłocony przedpokój po jesiennych i zimowych harcach, tego dowiem się już niedługo...


środa, 22 sierpnia 2012

Mazurskie wyprawy już za nami. Po powrocie wita nas szara rzeczywistość, dla mnie szpitalna rzeczywistość. W prawdzie czeka mnie tylko krótki pobyt w szpitalu, ale pozwolę sobie w jego trakcie trochę powspominać.
Frisbee...
Od szczeniaka Adelka kocha latający krążek. Kiedy była mała praktykowaliśmy przeciąganie gumowym talerzem, żeby nie obciążyć stawów. Być może dlatego Adka do dziś ma mocny chwyt i niszczy dysk za dyskiem. Na nowe latające talerzyki idą u nas spore sumki. Dyski przeznaczone dla ludzi nie nadają się do niczego, bo pękają i stają się ostre na krawędziach. Dyski dla psów, które mają mocny chwyt nie nadają się dla nas bo są za ciężkie. Najlepsze, moim zdaniem są talerzyki Hero Air, do rzutów, bo dla nas ich wytrzymałość jest zdecydowanie za niska.
I tu dochodzimy do Mazur... Tym razem, z powodu awarii, nie mieszkaliśmy u siebie w domu tylko w domu naszych znajomych - sąsiadów. Okazało się, że w szafce na werandzie mają stare zabawki: wiaderka, grabki, huśtawki itp. a razem z nimi schowane było tam frisbee. Stare i wyblakłe, ale jakże wytrzymałe i dobrze latające, cud po prostu. Niestety nie było na tyle mocne, żebyśmy mogły je oddać w stanie nie pogorszonym, ale mając nadzieję, że gospodarze znajdą w sobie na tyle wyrozumiałości, aby darować nam ten wybryk, przystąpiłyśmy z Adką do zabawy







Wiele dałabym za to, żeby dowiedzieć się z jakiego plastiku zostało wykonane. Byłabym chyba gotowa wykonać projekt i zamówić gdzieś w fabryce całą serię tego... Albo przynajmniej chciałabym dowiedzieć się, gdzie moi znajomi kupili to cudo. Na pewno postaram się coś ustalić w tej kwestii. Latało świetnie i sporo wytrzymywało, jeśli chodzi o Adelkę...










Ups...








niedziela, 19 sierpnia 2012

U Biegnącego Wilka

Już w domu, po dwóch tygodniach spędzonych w niezwykłym miejscu, najdzikszym zakątku Mazur, w Lasach Skaliskich. O Zabroście Wielkim, w którym zatrzymujemy się, kiedy tu przyjeżdżamy opowiem innym razem, teraz trochę o ciekawym miejscu i człowieku, którego tam spotkałyśmy.
Po drugiej stronie lasu znajduje się położona na jego skraju wieś Ściborki. To tu swój mały kawałek nieba znalazł Biegnący Wilk ze swoją rodziną oraz sporą grupą psów zaprzęgowych. Człowiek-wizjoner z niesłabnącą pasją realizujący swoje marzenie o wyprawach na północ z grupą psów w zaprzęgu. Słuchy o stworzonej przez niego Republice Ściborskiej docierały do nas od lat, jednak dopiero teraz miałam przyjemność poznać dalekiego sąsiada. Ten doświadczony maszer pokochał tutejszą przyrodę do tego stopnia, że postanowił tu osiąść. Z dużym smakiem odrestaurował stare mazurskie gospodarstwo, którego serce stanowi doskonale zachowany drewniany dom. W budynkach gospodarczych można podziwiać kilka wystaw tematycznych urządzonych na kształt muzeum. To tu poznajemy pasje mieszkańców Republiki Ściborskiej - wyprawy psich zaprzęgów (sprzęt i liczne fotografie), zbiory dotyczące Indian Ameryki Północnej oraz wystawę poświęconą Marii Rodziewiczównie. Mi, poza tematyką związaną z psami zaprzęgowymi, spodobało się bardzo otoczenie samego gospodarstwa położonego na skraju Lasów Skaliskich i Gór Klewińskich oraz sposób jego wkomponowania w otoczenie - tak charakterystyczny dla tego rejonu. Bo wspomnieć trzeba, że oprócz niezwykłej przyrody okolica posiada też niezwykłą architekturę, w większości zachowaną z początku XX wieku, albo wcześniejszą. Czyni to tutejszy krajobraz niezwykle oryginalnym. Miejsca tego rodzaju chyba zawsze przyciągały niezwykłe i ciekawe postacie, najczęściej na tym zyskując. Nie pierwszy raz przekonałam się o tym na tym terenie.
Myślę, że nie raz jeszcze wspomnę o tej postaci na blogu, ponieważ łączy nas kilka wspólnych tematów: psy zaprzęgowe, nieodkryte rejony Mazur itp.
Republice Ściborskiej życzymy powodzenia i wytrwałości w niełatwej misji ocalenia najdzikszego obszaru Mazur, gdzie słychać wycie wilków, można spotkać rysia, łosie, a na niebie wypatrzyć sylwetkę szybującego orła bielika.
Przyjeżdżam w ten rejon od lat, zwykle są to kilkudniowe wypady, jednak spotkanie z surową i niezwykłą tutejszą przyrodą zawsze wywiera na mnie bardzo silne wrażenie, które pozostaje żywe jeszcze przez wiele miesięcy po powrocie.


A tak prezentuje się Adelka wypoczywająca na ganku Mazurskiej Chałupy.






środa, 15 sierpnia 2012

Smażona ryba, czyli niezwykłe spotkania mazurskie

Ja uże doma, a moja droga siostra jeszcze tam. Tam, czyli na Mazurach.
Z niecierpliwością czekam na jej powrót i szerszą relację z pobytu, bo już to co usłyszałam przez telefon wydaje się być warte przynajmniej kilku wpisów na blogu. No ale nie uprzedzajmy faktów.

A oto moja psia historyjka mazurska, choć tym razem nie o Reji, która pozostała pod czułą opieką moich rodziców:

Środa, jacht w Węgorzewie, a w piątek trzeba być w Piaskach na Bełdanach. Prognoza nie zachęcała do wypłynięcia, ale żeglarstwo, to nie turystyka autokarowa i nikt nie obiecywał, że będzie cały czas miło. Zarefowaliśmy nasz jachcik i w drogę. Poszło lepiej niż myślałam, bo choć ostro, deszczowo i wietrznie, to jednak jednym halsem udało się szybko skoczyć spory kawałek i w godzinach obiadowych byliśmy w starym kanale. Po jałowej dyskusji na temat dalszej trasy, przycupnęliśmy na obiad przy wyjściu na Niegocin. Już przy pierwszym kęsie dosiadł się do naszego stolika  szpakowaty jegomość - właściciel wielkiego plecaka i czarnego jak smoła psiaka. Pies też....miał plecak. Na wygodnej uprzęży zamocowane miał dwie sakwy, w których niósł 3 kg różności. Oryginalni podróżnicy okazali się być Włochami, choć po włosku brzmiało tylko imię psa - Dino. Jego pan przedstawił się wdzięcznym imieniem Waldek. Waldek z Dino przez miesiąc przemierzali na piechotę Mazury i właśnie zmierzali w kierunku Jeziora Dobskiego, a w swoich plecakach mieli wszystko, co potrzebne do podróży dla człowieka i psa.....   


Jeszcze długo po oddaniu cum widziałam na brzegu tę oryginalną parę i żałowałam, że ja się spieszę na południe, a oni idą na północ. A nuż Dino okazałby się równie dobrym żeglarzem, co piechurem?

wtorek, 31 lipca 2012

Wszystko... no, prawie wszystko spakowane. Jutro wyjeżdżamy:)!
Adelcia została dziś zakropiona przeciw kleszczom. Przed wyjazdem mam zaplanowany przystanek w aptece. Oferują tam spray do zamrażania kleszczy przed wyciągnięciem, zamierzam go kupić, choć do końca nie jestem pewna czy to ma sens.
Na wsi czekają na nas czerwone krowy. Adelka ostatni raz je widziała kiedy były jeszcze cielakami. Teraz urosły i podobno są duże i temperamentne, dlatego nie będę jej do nich puszczała.
Bierzemy ze sobą frisbee, trochę potrenujemy, jeżeli nam dzieci pozwolą.
Oto zdjęcie, które mam z pierwszego spotkania Adelki z krowami:






Jeszcze kilka zdjęć krówek...




...i byka.



niedziela, 29 lipca 2012

Taaak....

Jeśli ktoś myśli, że kupi sobie malamuta i już za moment będzie pozować do zdjęć z pięknym, sportowym psem, może się nieco zdziwić pierwszymi konkurencjami, do których przystąpi jego pupil.
Należy się więc liczyć z długodystansowym uprawianiem:

1. Tratowania z wygryzaniem - dodatkowe punkty za ulubione drzewka mamusi.


2. Wykopywania z ryciem - sędzia szczegółowo ocenia ilość dziur na dzień, pod czym i jak głęboko zostały wykonane.



3. Roznoszenia z tarmoszeniem - liczy się ilość i promień w jakim zostały rozrzucone przedmioty, wyjątkowo wysoko premiowane są doniczki wraz z zawartością i podziurawiony wąż ogrodowy.


Na tej olimpiadzie nie zapala się ognia raz na cztery lata. Zaczyna się ona z pierwszymi promieniami słońca każdego dnia....

W środę wyjeżdżamy z Adelką na wieś, na Mazury. Uwielbiam oglądać ten pełen relaksu wyraz malujący się na psiej mordzie.


sobota, 28 lipca 2012

Adelka



Adelka....
spełnienie moich marzeń o psie chętnym do współpracy. Pies pasterski mieszkający w mieście, a na wieś tylko dojeżdżający. Swoje wrodzone instynkty ma okazję ujawniać na co dzień, kiedy pasie przez płot konie sąsiadów.




Kiedyś chodziliśmy próbować je paść bez płotu między nami a nimi, ale przestało to być możliwe kiedy w końskim stadzie pojawił się wałach arabski. Jak wiadomo, Araby są to konie gorącokrwiste... to można było z łatwością zaobserwować w czasie pierwszego ich spotkania. Adelka, jak zwykle, wyskoczyła przed konia coby go zagonić. Na to on, ku zdziwieniu psa, natarł na nią. Wtedy Adka spróbowała kłapania mu przed nosem zębami. Dla Araba było tego dość, stanął dęba i próbował zdeptać psa przednimi kopytami. Pies przypadł do ziemi i z niewyobrażalną zwinnością unikał kolejnych skoków. Co ciekawe, Adelcia nie przestawała przy tym zaganiać konia. Pojedynek pozostał nierozstrzygnięty, bo w tym momencie wkroczyła pani.
Od tego czasu ich znajomość była pełna wzajemnego dystansu. A Adelka przestała już próbować swoich sił przy koniach, bo nikt jej do nich nie puszczał. (Nie to, żeby nie chciała.)
Dziś Araba już nie ma na naszym pastwisku, wyprowadził się. Któregoś dnia przejdziemy się za płot, na pastwisko i zobaczymy, czy stosunki Adelki z innymi końmi nie zmieniły się i nadal są poprawne. To znaczy: koń idzie - Adelka zabiega z na przeciwka. Koń staje, skubie trawę - Adelka jak wryta, czai się, sprawdza, czy nie dałoby się go jednak jakoś ruszyć... Wtedy doskonale wypada trening posłuszeństwa: stój, waruj itp.

wtorek, 17 lipca 2012

Pewnego razu razem

Jak zawsze w week-end zadzwonił telefon.
- No cześć siostra.
- No cześć, jedziemy zachipować psy? http://bip.warszawa.pl/Menu_podmiotowe/Urzad/Biura_Urzedu/OS/Zwierzeta/chipowanie.htm
- Jedziemy, będę po Ciebie koło 12-tej.
- OK, to do zobaczenia.
Już siedząc w samochodzie z dumą patrzyłyśmy na nasze dwa zwierzaki.

To nie mógł być zwykły przypadek. Choć nie rodzone, to jednak niesamowicie bliskie. Całe dzieciństwo razem. No i teraz powrót do domu. Znów na warszawskiej Białołęce, na której nasza rodzina mieszka od blisko stu lat. I te psy. Dwie dziewczyny. Rasy sportowe. Obydwie biało-szaro-czarne. Z rozbawieniem obserwowałyśmy je we wstecznym lusterku - szalony błysk w oku Adelki, bordera collie i pierwotna siła drzemiąca w Reji, młodego alaskan malamuta. A wtedy przyszedł do głowy pomysł . My dwie i one dwie. Ja, czyli Ola i siostra, czyli Asia no i one, ale je już przedstawiłam.